e-czytelnia™ Wydawnictwa „e media” = literatura w internecie

e-czytelnia ` e media` - Strona główna

wersja e-czytelni™ dla urządzeń mobilnych Przejdź do treści

Internetowa czytelnia dobrym miejscem na Twój debiut literacki

Facebook



Justyna JENDZIO: „Druga żona” — odcinek 5.

Komentarze» Wersja mobilna»

– Wczoraj wspomniałem, że znam imię kolejnego królewskiego syna, na którego przygotowywany jest zamach. – Inefres odezwał się po zakończonym wieczornym posiłku.

Nie przerywała, pozwalając, by kontynuował.

– To Nemose-Rameset. Pierwszy syn piątej żony, królowej Imotris.

– Który jest do tronu?

– Ósmy wedle urodzenia.

– To daleko. Czy król ostatnio obdarzył go jakimiś łaskami?

– Nie doniesiono mi o tym.

– Może jego matka wywodzi się z wpływowej rodziny, która będzie usiłowała zmienić kolejność dziedziczenia tronu. Może stanowić zagrożenie dla innych pretendentów.

Inefres spojrzeniem przywołał swojego sekretarza, siedzącego ze skrzyżowanymi nogami opodal nich na pokładzie, tak że nie mógł słyszeć ich rozmowy. Zapytał o Imotris.

– Królowa Imotris wywodzi się z bardzo starej arystokratycznej rodziny, której korzenie sięgają dwie dynastie do tyłu. Jest niemal w prostej linii trzydziestym czwartym potomkiem faraona Numozisa XIX. Dynastia ta wygasła dwa pokolenia później, kiedy faraon Numozis XX nie doczekał się od żadnej ze swych żon męskiego potomka, a jedna z jego córek poślubiła swego kuzyna, który był synem jednej z sióstr faraona i późniejszym faraonem Ramesetem I.

Inefres skinieniem podziękował sekretarzowi i oddalił go. Nie chcieli dyskutować przy sługach o sprawach wagi państwowej.

– Może ktoś obawia się, że królowa będzie chciała obsadzić na tronie swojego syna? Sama wywodzi się z królewskiego rodu, więc w żyłach jej potomka jest więcej boskiej krwi niż u wielu innych synów władcy – dedukowała Namefer.

– Prędzej na tron nadawałby się syn królowej Resneti i faraona – zauważył Inefres. – Resneti jest przecież córką samego króla i pierwszej królowej.

– Mały Sa-em-Seh ma dopiero dwa latka i jeszcze nie nadaje się na następcę – powiedziała Namefer. – Jego matka musiałaby mieć silną pozycję, by utrzymać dla niego tron do czasu pełnoletności.

Chwilę milczeli, każde pogrążone w swoich rozważaniach.

– Skąd wiadomo, na kogo planowany jest zamach? – Namefer pierwsza przerwała ciszę.

– Przeszukano dom tego zamordowanego strażnika. W jednej ze skrzyń na ubrania odkryto kawałek papirusu ze słowem „zabić” i z zapisanym hieroglifami książęcym imieniem. Pod spodem zwyczajnym pismem napisano imię księcia.

Namefer zmarszczyła brwi, jakby czegoś nie rozumiejąc.

– Czy zwykły więzienny strażnik potrafi pisać i czytać?

– Nie – potwierdził Inefres. – Sądzę, że ten papirus był raczej czymś w rodzaju pieczęci potwierdzającej wydany rozkaz. Zamachowiec nie przypuszczał, że kiedyś my będziemy mieli możność ujrzeć go.

Namefer wiedziała, że tylko bardzo dobrze wykształcone osoby umiały zapisywać lub odczytywać hieroglify.

– Dlaczego nie powiedziano ci o tym od razu?

– Bo papirus odnaleziono dopiero podczas drugiego, skrupulatniejszego przeszukania.

– Jak strażnicy mogli być tak nieuważni i nie odnaleźć tak ważnego dowodu, w dodatku tak słabo ukrytego? – marszcząc brwi dziwiła się Namefer.

Coś jej nie pasowało. Coś niepokoiło. Odnosiła wrażenie, że słucha grupy muzyków, w której jeden gra tę samą melodię co pozostali, jednak prowadząc własną interpretację, tak iż instrument wyróżniał się na tle innych. Inne instrumenty poddawały się jego sile i choć melodia brzmiała nieco fałszywie, wszystkie za nią podążały.

Inefres upił łyk wina.

– Na razie nie rozwiążemy zagadki – skwitował ostatecznie. – Musimy skupić się na ocaleniu księcia. Być może w Neb-Etau zdobędziemy więcej wskazówek.

Popatrzył na nią uważnie.

– Masz rację. Nieważne, kogo zbrodniarz zamierzał zabić. Policja ma obowiązek działać równie skrupulatnie, jak w przypadku zagrożenia rodziny królewskiej. Po powrocie ukarzę winnych.

 

Dwa dni później przybyli do Neb-Etau. Podróż przebiegała spokojnie, niezakłócona żadnym nieprzewidzianym wydarzeniem. W mieście panował wzmożony ruch, gdyż niemal wszystkie arystokratyczne rodziny ściągnęły tu z kilku okolicznych nomesów, by zobaczyć jego świątobliwość faraona, syna bogów, gdyby tylko w swej łaskawości zechciał ukazać się swoim poddanym. Arystokraci zrezygnowali z wygodnego życia na swych wiejskich folwarkach z dala od gwarnego i zatłoczonego miasta. Każdy chciał być osobiście przedstawiony władcy. Za dwa dni miały się rozpocząć uroczystości święta Wielkiego Hepet, święta ku czci najwyższego boga Ulsego, którego syn zrodzony ze śmiertelnej niewiasty został założycielem pierwszej dynastii w państwie. Była tu największa świątynia Ulsego w całym Engaris, będąca ogromnym kompleksem budowli, oraz kilka pomniejszych świątyń pozostałych bogów panteonu. Przez setki lat Neb-Etau było stolicą imperium, do czasów, gdy faraon czternastej dynastii przeniósł stolicę do Remanfis. Później tytuł stolicy przypadał jeszcze kilku innym miastom, z których wywodziły się kolejne dynastie. Ostatecznie, od z górą czterystu lat, należał ponownie do Remanfis.

Na nabrzeżu czekało na nich kilka sług, zarządca pałacyku Inefresa oraz jeden z królewskich pisarzy. Powitali nomarchę i w lektykach zawieźli do domu. Po drodze lektyki królewskiego pisarza i nomarchy zrównały się, ale niesiona z tyłu Namefer nie mogła słyszeć, o czym rozmawiali. Za to z zaciekawieniem rozglądała się po dzielnicy. Była to część portowa miasta, nie handlowa, jedynie z przystaniami dla barek zamożnych arystokratów. Dlatego też nie było tu takiego tłoku, jaki z pewnością panował w częściach miasta zamieszkanych przez mniej zasobnych w gotówkę ludzi i w handlowej części portu.

Nagle drgnęła, dostrzegając w głębi szerokiej ulicy gniadego konia, a niezwykłego kształtu łysiną i białą skarpetką na lewej tylnej nodze. Ten sam, którego dosiadał morderca jej męża. Nie odwracając zanadto głowy przyjrzała się zwierzęciu i dosiadającemu je mężczyźnie. Zarówno człowiek jak i koń ubrani byli na styl engarski i to w sposób świadczący, że jeździec pochodził z bogatej rodziny. Wydało jej się, że gdzieś już widziała tę twarz. Gwałtownie usiłowała sobie przypomnieć gdzie, ale nie mogła. Dziewczyna przyjrzała się także jadącemu obok domniemanego mordercy mężczyźnie. Młody, niesamowicie przystojny, o władczym wyrazie twarzy, jechał na bogato przystrojonym kary koniu. Obaj mężczyźni o czymś rozmawiali, nie zwracając uwagi na pozdrawiających ich wokół tłum, który poddańczo ustępował im z drogi. Za jadącymi konno niewolnik prowadził pustynną pumę – strażnika i maskotkę jednego z bogatych mężczyzn. Odpowiednio wyszkolone pustynne pumy były popularnymi strażnikami członków rodziny królewskiej, niebezpiecznymi i nieprzejednanymi, jak bywali ludzie. Pan Inefres onegdaj posiadał takie zwierzę, ale zostało zabite zatrutą strzałą podczas nieudanego zamachu.

Skręcili w jakąś uliczkę i Namefer straciła obu jezdnych z oczu. Wniesiono ich na dziedziniec niedużego pałacyku otoczonego pięknym ogrodem. Takich pałacyków było w mieście wiele. Należały do ludzi z bogatych rodów lub tych, którzy robili karierę na królewskim czy namiestnikowskim dworze. Służba wybiegła ochoczo, aby powitać swojego pana. Kiedy wysiadał z lektyki, słudzy popadali na twarze jak przed samym faraonem. Gestem nakazał im wstać i udać się do swoich obowiązków. Podbiegł do niego rządca pałacowy. W kilku słowach nakazał mu jak najlepsze zajęcie się nową panią. Sam, wraz z królewskim pisarzem, udał się do swego gabinetu, by dokończyć omawianie ważnych spraw, o których dyskutowali w drodze.

Namefer zauważyła jedną z niewolnic z maleńkim dzieckiem na ręku, uporczywie przypatrującą się Inefresowi. W jej spojrzeniu nie było gniewu, tylko ból. Po chwili odwróciła się i zniknęła we wnętrzu domu. Na placu pozostał jedynie zarządca i troje sług do pomocy. Jedna z kobiet podeszła do Namefer i pokłoniła się jej głęboko.

– Witam cię, dostojna pani, w domu najdostojniejszego Inefresa. Jestem Mantahu, rządca pałacowy dostojnego pana Inefresa i wasz najbardziej oddany sługa.

Łaskawie skinęła mu głową.

– Gdyby nie było mnie w pobliżu, dostojna, ta niewolnica będzie na każde wasze skinienie – wskazał na młodą dziewczynę o południowej urodzie kobiet z Górnego Engaris.

Domyśliła się, że jego głównym obowiązkiem będzie zapewnianie wszelkich wygód Inefresowi. Ponownie delikatnie skinęła głową. Rządca pokłonił się wpół i wycofując się tyłem, wrócił do swoich obowiązków. Namefer przeniosła swoje spojrzenie na niewolnicę. Dziewczyna podeszła do niej o trzy kroki i padła przed damą na twarz.

– Zwą mnie Inis i będę wam, wasza dostojność, służyć wszelką pomocą.

Namefer gestem kazała jej wstać.

– Nie musisz w mej obecności dotykać czołem ziemi, Inis – obdarowała niewolnicę przywilejem – tak będzie prościej.

Dziewczyna wstała i zachowując korną postawę zaprowadziła Namefer do przydzielonych jej komnat, sąsiadujących z komnatami Inefresa. Namefer kazała sobie przygotować kąpiel. Szybko spełniono jej polecenie.

– Kim jest ta kobieta, którą widziałam z małym dzieckiem na ręku? – Namefer z lubością zanurzyła się w przesyconej wonnościami wodzie.

Inis zmieszała się nieco pytaniem.

– To niewolnica Ahes, wasza dostojność.

– Czy dziecko jest pana Inefresa? – Namefer spytała spokojnie, choć z trudem tłumiła emocje.

Inis jakby skurczyła się w sobie.

– Tak, wasza dostojność – odparła niemal szeptem.

– Czy pan Inefres o nim wie?

– Jeszcze nie, wasza dostojność.

Namefer nie kontynuowała rozmowy o dziecku swego przyszłego męża, a Inis bała się odezwać, nie chcąc, by jej nowa pani drążyła temat. Nie uniknęłaby niezręcznych odpowiedzi, a nie znając jeszcze charakteru pani Namefer, z łatwością mogła ją urazić, narażając się na gniew i karę.

Odświeżona Namefer nałożyła czyste szaty i udała się do ogrodu. Inis towarzyszyła jej, gotowa spełnić każde jej polecenie. Namefer czuła na sobie jej badawcze spojrzenie.

W ogrodach ponownie spotkała zarządcę domu. Przyszedł ze swoją żoną i dwoma synkami pokłonić się nowej pani.

– Niech łaski wszystkich bogów spłyną na waszą głowę, wasza dostojność.

Podziękowała mu skinieniem głowy. Uśmiechnęła się widząc, jak dwaj kilkuletni malcy czepiając się matczynej szaty, chowają się za swoją rodzicielką.

– Piękni chłopcy – powiedziała z uznaniem.

Żona rządcy aż pokraśniała z zadowolenia.

– Są dumą swojego ojca – przyznała z uśmiechem.

– To wielkie urwisy, pani, ale staram się ich trzymać w ryzach – dodał zarządca.

Namefer ponownie się uśmiechnęła.

– Jestem pewna, że przynoszą ci radość, panie Mantahu.

Mężczyzna pokłonił się jej.

– Mam ochotę przejść się na tutejszy bazar – zwróciła się do żony rządcy. – Czy zechciałabyś, pani, wyświadczyć mi tę przysługę i towarzyszyć mi? Nie znam Neb-Etau i potrzebuję kogoś, kto by mi doradzał w wyborze najlepszych kupieckich składów.

Żona Mantahu z trudem powstrzymała wybuch radości.

– Będzie to dla mnie zaszczyt, wasza dostojność.

– Wobec tego możemy wyruszać.

cdn.

© Copyright by Justyna Jendzio, 2010



[ góra ]

e-czytelnia

[ powrót ] | [ góra ]

 


 


Na tej stronie wykorzystujemy ciasteczka (ang. cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. W każdej chwili możesz wyłączyć ten mechanizm w ustawieniach swojej przeglądarki. Korzystanie z naszego serwisu bez zmiany ustawień dotyczących cookies, umieszcza je w pamięci Twojego urządzenia. Więcej informacji na temat plików cookies znajdziesz pod adresem http://wszystkoociasteczkach.pl/ lub w sekcji „Pomoc” w menu przeglądarki internetowej.