e-czytelnia™ Wydawnictwa „e media” = literatura w internecie

e-czytelnia ` e media` - Strona główna

wersja e-czytelni™ dla urządzeń mobilnych Przejdź do treści

Internetowa czytelnia dobrym miejscem na Twój debiut literacki

Facebook



Justyna Jendzio: „Ostrze nienawiści” — odcinek 8.

Komentarze» Wersja mobilna»

Justyna Jendzio: Ostrze nienawiści - odc. 8.

— Siostry?!

Stała trzy kroki od niego.

— Chciała ci powiedzieć, panie, ale nie zdążyła.

— Była kisudir, pasterzem demona — podniósł przed oczy kobiety drewniany wisior.

Czarownica roześmiała się.

— Jesteś kemeidą, a nie umiesz rozróżnić higsu, szeptu ciemności, amuletów pasterzy demonów od amuletów mających zapobiec złu.

Wolno obchodziła go dookoła, oglądając niczym niewolnika na targu.

— To miało zapobiec złu? — parsknął mieszaniną rozbawiania i pogardy. — Ta prymitywna ozdóbka?

Wzięła głębszy oddech unosząc głowę i spoglądając na niego tak, jakby to ona była najwyższego urodzenia, a on jedynie prostym chłopem.

— Przed chwilą uważałeś tę ozdóbkę za higsu, teraz za bezwartościową rzecz — chłosnęła go przyganą niczym biczem, ukazując, że nie umiał odróżnić mocy tego wisiora.

Nozdrza mu zadrgały jak u rozdrażnionego konia.

— Oczy wielkich kemeidów zwrócone są ku wielkiej magii wielkich bogów — powiedziała z kolejną ostrą przyganą. — Nie zauważacie małych ludzi i magii nas, białych czarowników, którzy choć władają niską mocą, ale na równi z wami walczą z ciemnością.

Wiedział, o czym mówi. Władni mocą dzielili się na magów i czarowników. Czarownicy do czarów wykorzystywali swą własną moc, magowie moc Naoru, a najpotężniejsi z nich moc wszechświata. Czarownicy ograniczeni byli własną wytrzymałością i siłą, dlatego magowie gardzili nimi. Podobnie w cichej pogardzie mieli ich kemeidzi i władcy tego świata. Zapewne z tego powodu czarownicy byli blisko ludu i jego spraw. By wspomóc swą magię, sięgali do ziół i wywarów. Magowie również, ale nie tak często jak czarownicy.

— Przez twoje zadufanie i wzgardę nie dostrzegłeś istoty tego nieszczęścia. Miast zgładzić bestię, zgładziłeś niewinną istotę, która życie swe poświęciła, by służyć dobru. Nandri chciała powstrzymać swą siostrę przed mordowaniem niewinnych. Stąd ten wisior.

Otworzył usta, by powiedzieć coś o nieskuteczności tych wysiłków, ale na widok ostrego spojrzenia czarownicy głos uwiązł mu w gardle. Odgadła jego myśli.

— Prosiliśmy wielkich kemeidów o pomoc, ale nie dostrzeżono nas — podsumowała gorzko.

Poczuł się, jakby ktoś dał mu w twarz. Zakon rzadko decydował się pomóc w tak trywialnych sprawach jak strzygi. Zwykle lokalni tępiciele radzili sobie z takimi kłopotami. Ale nie powinno lekceważyć się próśb tych, którym przysięgano służyć i chronić przed złem.

— Nandri nie była władna mocą i nie mogła całkowicie powstrzymać demona. Zgodziła się związać mocą amuletu ze strzygą, gdyż jej pokrewieństwo wzmacniało jego. Dzięki temu bestia nie mordowała przypadkowych osób, tylko te, które związane były z Synrusem. Mała to pociecha na tle śmierci pomordowanych, ale to jej poświęcenie ocaliło głowy wielu innych osób.

— A syn Durgana?

Czarownica podeszła na skraj bagna. Delikatnie poruszała palcami i na ten gest zeschłe zeszłoroczne liście podrywały się jak przy podmuchach delikatnego wiatru. Chwilę tańczyły w powietrzu, po czym opadały na ziemię.

— Spotkałeś Synrusa, wiem o tym. Jesteś Tarionie uważnym obserwatorem, zapewne dobrze oceniłeś tego człowieka. To bezwzględny okrutnik, rządny władzy tyran. Świetnie wykorzystał fakt, że w okolicy grasowała strzyga. Jego ludzie zamordowali syna Durgana i zbezcześcili zwłoki, pozorując atak strzygi. To zakończyło sprawę, odsunęło podejrzenia od Synrusa, załamało Durgana.

Powoli wszystko zaczynało być dla niego jasne. Ależ był ślepy przez swoje zadufanie!

— Skąd pewność, że to strzyga?

— Szczur widział zwłoki księcia…

Tarion pogardliwie wydął wargi. Szczur zawarczał po cichu jak dzikie zwierzę. W obecności swej pani czuł się odważniejszy. W odpowiedzi Tarion delikatnie poruszył mieczem, dając mu do zrozumienia, co z nim zrobi w razie ataku.

— Szczur jest bardziej godny zaufania niż niejeden z twych braci, kemeido. I świetnie odróżnia rany zadane przez demony od tych zadanych mieczem — powiedziała ostro, odwracając się do niego.

Podeszła na dwa kroki.

— I nie groź nam mieczem, bowiem to nie my jesteśmy twymi wrogami, sługo bogini.

Jej ciemne oczy przenikały go na wskroś. Choć była tylko zwykłą czarownicą, czuł bijącą od niej moc i charyzmę.

Dłonią wskazała mu miejsce przy ognisku. Posłuchał. Usiedli razem, a nadal obserwujący go uważnie Szczur pozbierał gałęzie, z których trzy wrzucił do ognia.

— Jak siostra Nandri… — powiedział ze ściśniętym złością na samego siebie gardłem.

— Hansar, przyrodnia siostra Nandri była służką na zamku. Synrus wziął ją jako nałożnicę. Szybko stała się brzemienną. Gdy powiedziała mu o swym stanie i zażądała zapisu na dziecko, Synrus wyśmiał ją mówiąc, że to dziecko było takim samym bękartem, jak kilkunastu innych, których spłodził z dziewkami. Gdy jednak nadal domagała się zabezpieczenia potomka, książę uznał to za obrazę i śmiałość wobec niego. Ukarał ja okrutnie, oddając ją swym żołdakom. Ci pobili ją i zgwałcili, co spowodowało utratę dziecka. Krwawiącą i obolałą wyrzucono ją za bramę i batami gnano, aż zamek Kandar zniknął jej z oczu. Dowlokła się do mostu na Sivri. Za sznur posłużyły darte pasy z jej własnej, okrwawionej sukni. Powiesiła się w południe, przypadkowo trącając oplatające nas nici mocy. W obecności wszystkich żywiołów. Kamienie mostu łączyły ofiarę z ziemią, jej stopy dotknęły wody, ciało owiewał wiatr, słońce ogrzewało ją ciepłem gorejącego weń ognia, a płynąca z jej łona krew była ofiarą dla demonów. Gniew i nienawiść były spoiwem i zaklęciem. Pieczęcią światło pełni księżyca, bowiem dopiero następnego ranka odnaleźli ją rybacy.

Tarion dopiero teraz schował trzymany bezwiednie miecz. Słowa czarownicy smagały go niczym bicze. Wyrzucał sobie swoją ślepotę i brak wyczucia równowagi mocy. I dopiero teraz z całą mocą dotarło do niego, że mógł przyczynić się do powstania kolejnego demona. Z jego winy zamordowano Nandri. Jeżeli umarła z urazą w sercu wielce prawdopodobne jest, że i ona przedzierzgnie się w bestię, by pomścić swe krzywdy na tych, którzy jej je zadali.

Palcami przeczesał włosy. Nie musiał już trzymać godnej postawy. Zresztą szlachetność serc czarownicy i prostej Nandri wydały się znacznie przewyższać jego, co bardzo kłuło jego dumę niczym żądło osy. Te, które traktował jako gorsze od siebie, zdobyły się na większe poświęcenie niż niejeden szlachetnie urodzony.

Nadal czuł się lepszym od nich. Obecną sytuację usprawiedliwiał koniecznością skupiania się na ważniejszych sprawach zakonu i Naoru, których tak niskie osoby nie umiały pojąć. Widocznie bogowie chcieli udzielić mu lekcji pokory, którą musiał przyjąć z pochylonym czołem. Nie mógł zwątpić i zejść z drogi kemeidów, nie mógł też dopuścić, by na ich wizerunku powstała skaza.

— Kłótnie i spory nie na wiele się nam zdadzą. Co mi czynić?

— Zginąć musi ten, kto jest przyczyną gniewu Hansar — książę Synrus. Inaczej te dwie niewinne istoty nigdy nie zaznają spokoju i wiele jeszcze krwi płynąć będzie po tych ziemiach.

— Kemeidzi nie zajmą się tą sprawą.

— Wy jesteście kemeidą, Tarionie.

Wstał i zbliżył się do niej. Nie bał się czarownic.

— Masz mnie za mordercę? — powiedział nieprzyjemnie.

Nie ulękła się jego wzroku.

— Synrus nie tylko Nandri był katem. Wiele jego ofiar gnije pod murami jego zamku.

— Nie mnie to osądzać, a sędziom prawa.

— Nie ty osądzisz i zabijesz Synrusa, kemeido — powiedziała ostro, jakby to ona była wysokiego urodzenia, a on pachołkiem do łajania. — On już został osądzony w momencie, gdy Hansar stała się demonem. Wyręczy cię i nie będziesz musiał kalać swego miecza krwią księcia w obronie niewinnych.

— Uważaj, co mówisz, kobieto…!

Przez dłuższy moment mierzyli się spojrzeniami. Nagle zrozumiał. Strzyga miała zabić księcia, a on miał jedynie zgładzić strzygę. Musiał tylko pozwolić, by dopadła księcia. Kłóciło się to z jego zakonną powinnością. Powinien stanąć w obronie człowieka, gdy zło zagrażało życiu ludzkiemu. Przecież Synrus, choć okrutnik, nie użył magii, by stworzyć demona. Ale tylko tak można było rozwiązać tę sprawę.

— Niech poślą tam tępicieli — nie miał ochoty polować na bestię.

Pokręciła głową, uśmiechając się smutno i z dezaprobatą.

— Czy ty nie pojmujesz, że los już związał cię z tym demonem? Nandri chciała twojej pomocy, dlatego strzyga cię zaatakowała. Uznała cię za zagrożenie — wymownie kiwnęła głową, wskazując na jego widoczne pod rękawem koszuli bandaże. — Po zabiciu Synrusa, strzyga zwróci się przeciwko tobie, kemeido. Tępiciele już zawiedli. Oddasz swe losy w ich ręce? Gdy strzyga pójdzie za tobą do zamku Magrir, czy twój mistrz pochwali twoje postępowanie?

Miała rację. Kemeidzi zbyt wiele mieli innych problemów, by przysparzać im kolejnych. A wieść, że przez niego powieszono niewinną dziewczynę również nie przyniesie mu chwały.

Czarownica odeszła na bok, uklękła i powróciła do nucenia swej smutnej pieśni. Jednak kątem oka spoglądała na niego. Ponownie usiadł i rozważał jej słowa.

cdn.

© Copyright by Justyna Jendzio, 2010



[ góra ]

e-czytelnia

[ powrót ] | [ góra ]

 


 


Na tej stronie wykorzystujemy ciasteczka (ang. cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. W każdej chwili możesz wyłączyć ten mechanizm w ustawieniach swojej przeglądarki. Korzystanie z naszego serwisu bez zmiany ustawień dotyczących cookies, umieszcza je w pamięci Twojego urządzenia. Więcej informacji na temat plików cookies znajdziesz pod adresem http://wszystkoociasteczkach.pl/ lub w sekcji „Pomoc” w menu przeglądarki internetowej.