e-czytelnia™ Wydawnictwa „e media” = literatura w internecie

e-czytelnia ` e media` - Strona główna

wersja e-czytelni™ dla urządzeń mobilnych Przejdź do treści

Internetowa czytelnia dobrym miejscem na Twój debiut literacki

Facebook



Janusz Wszytko: „Kręte ścieżki życia. Fragmenty większej całości” — odcinek 5.

Komentarze» Wersja mobilna»

Zapiski z odwyku

Chciał powiedzieć o tym Nes ale nie zdążył, przecież zakomunikowała wcześniej, że więcej już nie przyjedzie. Więc nie opowiedział o swojej chorobie, o tym, jak był na odwyku.

Postanowił wysłać jej zapiski, które powstały jeszcze przed ich poznaniem, przez Internet, ale nie wie czy przeczyta?

Mimo wszystko, niech ma szansę poznania, jakim był kiedyś przed spotkaniem w realu. Czyta teraz jeszcze raz… przed wysłaniem do Nes.

 

Miał pod ręką wówczas tylko ten zwykły, szary szkolny zeszyt, którego pierwsze kartki pokryte są bazgrołami – efekt długotrwałego chlania, które powoduje, że ręce drżą w niekontrolowany sposób, ale później – na szczęście -przestały drżeć wraz z każdym wyparowywanym gramem alkoholu, jaki siedział od dawna w jego organizmie. Z trudem te początkowe bazgroły mógł rozczytać…

X X X

„Trzeba poznać samego siebie, zrozumieć, aby pokonać nałóg i nauczyć się żyć z chorobą” – tak zaczął, cytatem z Ingardena.

Dzień pierwszy

Trafiłem na odwyk po kilku nieprzespanych nocach i zamiarze łyknięcia prochów, od czego odwiodła mnie starsza pani, u której zamierzałem wynająć pokój. Rodzina miała dosyć mojego chlania. Rozmowa ze starszą panią, czego efektem było wysypanie tabletek do klo, uświadomiła mi jeszcze, że nie ma na co czekać. Znalazłem się u kresu ludzkiej wytrzymałości.

 

Myślałem, przychodząc tu, że wpadnę towarzystwo samych meneli, z którymi nie będzie można wytrzymać. Nieogolonych, klnących jak szewcy, a tymczasem to zwykli ludzie, no może nie do końca zwykli, bo chorzy na nieuleczalną chorobę, jaką pragną pokonać, by ocalić samego siebie. Zjawili się aby odbić się od dna, zupełnie jak ja.

 

 

Leżę pod kroplówką, jaka dają mi na odtrucie, bo alkohol paruje wszystkimi porami, choć nie piję już prawie tydzień. Skończyłem z piciem jeszcze przed przyjściem na oddział. Cholernie chce mi się palić ale kroplówka nie pozwala.

Dzień trzeci

Koniec kroplówek. Znowu zaczyna mi się chcieć jeść, bo w czasie chlania w ogóle nie mogłem nic przełknąć, alkohol oszukuje żołądek. To takie puste kalorie. A przed przyjściem na oddział piłem ostro. Nawet za ostro! Trzy, a czasami więcej butelek. Na pewno więcej niż pół litra na dzień.

Dzień szósty

Wracam jeszcze do picia. To ważne. Rano piłem aby dzień zaczął się znośnie, wieczorem musiałem wypić by zasnąć, a w ciągu dnia aby uporać się z pracą. I tak jakoś funkcjonowałem. Od jednego kieliszka do drugiego…

 

Jurek, terapeuta, zwany przez nas „złotoustym”, powiada, że ci co tu się leczą, to arystokracja wśród alkoholików, bo każdy podjął próbę walki z nałogiem.

Jestem, jednak jednym z nielicznych, jacy sami zgłosili się tu dobrowolnie na leczenie, bo najwięcej jest takich z tak zwanego nakazu sądowego.

Dwudziestu sześciu chłopa i cztery kobiety. Każdy z nas ma swój „piciorys”, jak nazywa nasze biedne zmagania i przygody z wódką „złotousty” Jurek.

Nasza terapia polega na zrozumieniu istoty choroby, i właściwie jest to takie pranie mózgów. Podobne trochę do odzwyczajania narkomanów od zażywania tego świństwa, w monarowskich ośrodkach Kotańskiego.

Tylko – dziwne – alkoholików ludzie jakoś trawią, a tych od narkotyków już nie. Choć jedni i drudzy popadli w nałóg na własne życzenie.

Dzień dziesiąty

Na mojej sali ciągły ruch. Ktoś wychodzi na wolność kończąc leczenie, ktoś zaczyna, bo kolejka skierowanych na leczenie ciągle rośnie.

Przywieźli dziś chłopa ze wsi, jak mu zakładali kroplówkę to cały się trząsł…

W nocy dostał delirki i nad ranem zabrali go do „wariatkowa”, na oddział neuropsychiatrii. Tam przynajmniej pozbędzie się lęków…

 

 

Jego miejsce zajął trzydziestoparoletni mężczyzna. Słaby, jak trzcina. Nie może unieść łyżki do ust i trzeba go karmić. Ma za sobą trzytygodniowe „tango”…

Przetupał całą forsę z interesu. Kilkadziesiąt tysięcy. Zarzeka się, że już nigdy nie weźmie kieliszka do ust…

Przywiozła go siostra, bo żona, po tym wyskoku, wyprowadziła się z domu, i nie chce go znać. Ma cichą nadzieje, że przyjmie jego przeprosiny.

Dzień dziewiętnasty

Pojawił się też ksiądz.

Na początku myślałem, że to opiekun oddziału ale okazuje się, że sam leczy się z uzależnienia. Przyjeżdża tu na kilka dni, śpi poza oddziałem, bo jest na takiej dochodzącej terapii. Widać nałóg nikogo nie oszczędza, nawet urzędników Pana B.

Ordynator, człowiek życzliwy dla wszystkich tych, którzy chcą rzucić picie obiecuje, że postara się księdzu pomoc, a ten modli się aby wyjść z nałogu.

Ksiądz przyznaje, że czuł się głupio, kiedy musiał chodzić na spotkania terapeutyczne ale wymodlił sobie odwagę od Pana, bo wszak, jak i inni jest tylko słabym człowiekiem. Pracuje na wsi z dziećmi i to skłoniło go do podjęcia leczenia. Wszak kapłan, w dodatku pracujący na wsi, gdzie wódka jest w powszednim użyciu musi świecić przykładem.

 

Pojawił się również ordynator ze szpitala.

Jego piciorys jest właściwie typowy dla „zastarzałych” ale przez to groźnych, tak zwanych „lekkich” alkoholików. Odrobinę alkoholu na trudnych studiach, na stażu, później w przerwach miedzy obchodami oddziału, po trudnej operacji. Sam się dziwi, że nikt nie zauważał. Chce zrobić specjalizację i dlatego zgłosił się na oddział.

Nie chce stracić prestiżowego stanowiska, bo jest cenionym fachowcem, a i w domu – zauważył, że zaczęło się coś psuć miedzy nim a żoną, a i córka też coś zwęszyła…

Powiedział uczciwie w domu, że ma problem i zrozumiały go! Przyjeżdżają teraz na niedzielne spotkania i wspierają psychicznie. To rzadko się zdarza.

Dzień dwudziesty czwarty

Dla mnie to ważne wydarzenie. Dziś wychodzę po trzech tygodniach odwyku na przepustkę…

 

Czerwcowy upał daje się we znaki. Idę miejskim deptakiem i spoglądam na wystawy sklepowe. Wszędzie reklamy alkoholu, a w letnich ogródkach piwo leje się strumieniami. Siadam pod parasolem wśród pijących, niektórzy mają już mocno w czubie, co wyraźnie widać po oczach, zachowaniu i sam jestem ciekaw, jak będę reagował na alkoholową prowokację, jaką sobie funduję. Okazuje się, że zmasowany atak promili w ogóle mnie nie rusza. Pije colę i jem lody. Wszystko jest okey. Może dlatego, że nie piłem wódki od przeszło miesiąca, z czego nie ukrywam jestem dumny, lody smakują wyśmienicie, cola też, nawet papieros palony wśród ludzi smakuje lepiej.

Gapię się na zgrabne sylwetki dziewczyn, a w gazecie czytam o kolejnych wypadkach spowodowanych przez pijanych kierowców i myślę sobie, że dobrze się stało iż nigdy nie siadałem za kierownicą po wódce.

 

Wieczorem, na odwyku, po powrocie z przepustki, witam się z kapitanem żeglugi, jak zacząłem go od razu nazywać, a tak naprawdę z bosmanem, mającym siódmy krzyżyk na karku. Przez lata pływał łowiąc ryby na Atlantyku. Czerwona, nalana twarz, siny nos.

Kapitan powiada, że postanowił zgłosić się na odwyk, jak przestała mu wystarczać butelka – 0,75 dziennie. Za dużo mnie to zaczęło kosztować, a i zdrowie już nie to – uzasadnia decyzję morski wilk.

Dzień dwudziesty ósmy

Czytam „Dwanaście kroków” – to taki katechizm dla alkoholików, który przyszedł do nas z Ameryki. W jednym z punktów należy zastanowić nad swoim dotychczasowym życiem.

Jeśli chodzi o życie zawodowe, to jestem zdecydowanie na plusie. Mam na koncie parę naprawdę dobrych, zrealizowanych projektów. Gorzej wypada bilans życia rodzinnego. W domu już od dawna kiepsko się układało, pomiędzy mną a żoną, także córką. Nasze drogi coraz częściej rozchodziły się w różne strony.

Dochodzę do wniosku, że konieczne jest osiągnięcie harmonii ducha, bez tego wódka może mnie dopadać jeszcze nie raz. A jeśli rodzina się rozsypie się całkiem? zagrożenie wzrośnie. Czuję bojaźń bliską tej, jaką ma w sobie ksiądz.

Nie wykluczone, że tak może być…

X X X

Zmęczony patrzeniem w ekran monitora przerywa pisanie najdłuższego chyba e-maila w życiu. Sięga po kolejnego papierosa i zamyśla się głęboko. A tak mu dobrze szło…

 

Poznał Nes i zakochał się w niej z wzajemnością i myśli, że ma jeszcze szansę na odzyskanie kobiety z Internetu.

Pokonał śmierć i żyje, wiec czeka na nią, i będzie czekał do końca życia… Wraca do pisania, aby już nic nie stało pomiędzy nimi, aby jednak przekonała się, że jest dla niej. Że może być jej mężczyzną.

Cały czas nęka go dręcząca myśl, dlaczego? Dlaczego tak mu powiedziała?

Ty nie jesteś dla mnie. Dlaczego nie potrafiła wytłumaczyć jasno i prosto swoich motywów?

Nie powiedziała: nie chcę Cię, bo: jesteś dla mnie za stary; bo potrzeba mi jurnego, zanudzisz mnie, kiedy już razem będziemy; bo ja mam inny charakter; bo… tych „bo” może być jeszcze więcej, ale nie uzasadniła. Dręczy takie lekceważenie i boli…

X X X

Dzień trzydziesty trzeci

Jestem tu już ponad miesiąc. Miesiąc refleksji nad własnym straconym życiem.

Na odwyku bywa się przeważnie standardowe dwa tygodnie, bo tyle trwa usuniecie z organizmu wypitej – przed przyjściem na detoksykację – wódki. Ordynator twierdzi jednak, że na dobrą sprawę wypita wódka będzie

z człowieka wyłaziła przez całe lata. Ludzie, którzy zmarnowali sobie wątrobę, nabyli padaczki lub cukrzycy mają swój los zapisany w kartach choroby alkoholowej. Będą musieli żyć z wypisanym wyrokiem, tylko nie wiadomo jak długo?

Podczas picia człowiek w ogóle nie myśli o zdrowiu. Myślałem tylko, jak dobrze jest mieć rausza. Świat wówczas bywa kolorowy, dziewczyny ładniejsze a perspektywy na przyszłość są super. Kolejne kieliszki, kolejne pijackie marzenia. Takie zwykłe pijane myślenie…

Podobnie myślał, „chudy” – sołtys, zarządzający ojcowizną, który kawalerskie lata spędził pod wiejskim sklepem na popijaniu pryty.

Teraz ma na karku czterdziestkę i pustą chałupę, ale nie traci animuszu i ma nadzieję, że po wyjściu z odwyku, jak zacznie się statecznie prowadzić to wreszcie znajdzie kobietę dla siebie. Ma już taką jedna upatrzona na oku. Może się uda?

Raz nawet, niby przy okazji spraw, jakie ma do załatwienia w mieście odwiedziła go wraz sołtysowym ojcem, co chyba dobrze wróży na przyszłość – zwierza się.

Dzień czterdziesty trzeci

Przyszedł do nas „gruby” nie tylko z przezwiska ale był rzeczywiście opasły.

Z bańdziochem jakiego by nie powstydziła się kobieta w ciąży.

Pił właściwie od zawsze. Podczas nauki w technikum dentystycznym, w klasie protetyków, a dziś, także po pijanemu przygotowuje garnitury zębów zapijając wódką i chemineuryną, środkiem na kaca, który łyka garściami.

 

Najgorzej – opowiada – miałem w przychodni. Przynosiłem połówkę do pracy.

Rano wypijałem szklankę, koło jedenastej drugą, resztę około drugiej. Po trzeciej, już po fajrancie piliśmy dalej już z szefową przychodni, bo ona też lubiła ostro popić, tak że do domów odwoziła nas karetka pogotowia. I tak dzień w dzień.

Teraz pije mniej, bo w prywatnym gabinecie trzeba bardziej uważać, a mam jeszcze żonę na karku, która w pracy mnie pilnuje, bo jest księgową i jednocześnie zaopatrzeniowcem. Popijam sobie, kiedy wychodzi na zakupy… Gruby pracuje naprawdę ciężko. Od piątej rano do pierwszej w nocy, w zależności od zamówień, bo mimo pijaństwa ma znakomitą rękę do protez.

W dodatku rodzina przyzwyczaiła się do dostatniego życia i taka przerwa na odwyk jest dla wszystkich członków rodziny bożym dopustem.

A „gruby” taką kurację musi odbyć przynajmniej raz w roku. Który raz tu jest sam nie pamięta…

Żona modli się aby choć ta kolejna terapia starczyła na kilka miesięcy, bo przecież z czegoś trzeba żyć…

 

Wiem tak wiele o nich wszystkich, jak to w szpitalu się o drugim wie, a w dodatku opowiadają swoje pijackie życie na spotkaniach z ordynatorem. Taka spowiedź powszechna przed innymi, ku ich przestrodze i dla wyciągnięcia wniosków samemu sobie.

Dzień pięćdziesiąty

Czuje, że tego siedzenia na odwyku mam już serdecznie dość. Ludzie mnie denerwują i martwię się, czy nie jest to nawrót alkoholowej choroby? A takie nawroty mogą się powtarzać niezależnie od tego, czy ktoś pije, czy też nie. Ludzie wówczas mają tak zwanego suchego kaca.

 

Taki stan przydarzył się „złotoustemu”, który kiedyś pojechał po zebrane pieniądze na potrzeby stowarzyszenia pomocy alkoholikom i dopadł go suchy kac… Czuł, że może po drodze wysiąść z tą forsą i pójść w tango. Przyznał się do tego zupełnie obcemu współtowarzyszowi podróży i dzięki temu przyjechał bezpiecznie do samego oddziału z nienaruszoną forsą. Współtowarzysz upilnował go, a jeszcze później opowiedział wszystko przyjaciołom terapeuty i ci wyciągnęli „złotoustego” ze stresu.

Ludzie robią głupstwa nie tylko po wódce ale i po trzeźwemu. Taki suchy kac jest stanem groźnym i przykrym dla delikwenta.

Dzień pięćdziesiąty czwarty

Leczę się już trzeźwego życia dwa miesiące. Czuje, że niebawem ordynator pozwoli mi wyjść, bo w istocie tylko on decyduje i ocenia, kiedy ktoś już wyzdrowiał.

Na prośbę ordynatora piszę swoją autodiagnozę, na potrzeby tego notatnika wynotowuję fragmenty:

„Patrząc z medycznego punktu widzenia najbardziej na moim piciu ucierpiał mój układ trawienny, przede wszystkim dwunastnica. Alkohol plus stres, plus papierosy w pewnym momencie doprowadziły do tego, że pękł mi wrzód i umierałem przez sepsę, ale, na szczęście, jakoś wywinąłem się śmierci.”.

I dalej: „Nie jest łatwo być świadomym alkoholikiem przestrzegającym abstynencji i próbującym osiągnąć stan trwałej trzeźwości. Czy go osiągnę? – nie wiem.” Ordynator stwierdził, że moja autodiagnoza, prawidłowa z punktu widzenia terapii jest dobrym prognostykiem na przyszłość.

Dzień sześćdziesiąty

Przyszła do nas Kasia. Smukła, czarnowłosa, prawie jeszcze dziecko, dopiero co skończyła osiemnaście lat. Opowiada, że wraz z przekroczeniem tej magicznej daty poczuła się bardzo dorosła…

Chciała poznać smak tego dorosłego życia i poszła w Polskę. Piła prawie co dzień, z kim popadło i gdzie popadło, właściwie w ogóle nie trzeźwiała.

Opamiętała się po… półrocznym ciągu. Resztką sił wróciła do domu a matka zaciągnęła ja na odwyk…Będzie tu pewnie ze dwa miesiące – tak sądzę.

 

Ordynator ze smutkiem zauważa, że coraz więcej młodych popada w uzależnienie. Niedawno był na pogrzebie szesnastolatka, byłego jego pacjenta, który leczył się czterokrotnie, a po ostatnim wyjściu na wolność kolejny raz poszedł w tango, tak skutecznie, że zmarł na alkoholowe zatrucie.

Dzień sześćdziesiąty piąty

Obchodziłem wczoraj swoje czterdzieste piąte urodziny. Po raz pierwszy na trzeźwo. Było sympatycznie. Okazuje się, że można się bawić dobrze również bez wódki. Czy życie na co dzień, bez alkoholu, jest wesołe? Jestem pewien, że nie. Ale nikt nikomu, nie może zagwarantować, że jego problemy wraz z wypitym kieliszkiem znikną, bo i po pijanemu i po trzeźwemu i tak nie znikają.

Dzień siedemdziesiąty

Stało się. Wychodzę! Ordynator uznał, że jestem gotowy do wyjścia na „wolność”. Zastanawiam się, jaki będzie ten świat oglądany trzeźwymi oczami?

Jak przyjmie mnie świat moich znajomych, gdzie obyczaj picia wódki jest mocno zakorzeniony, może przez wieczny stres towarzyszący pracy dziennikarzy? Choć czuję, że pisze komunały, nic innego nie przychodzi mi do głowy więc notuje, że czuję się wolny i wyzwolony z objęć wódki.

Obym w tym wytrwał do końca… Pakuję skromny dobytek i za chwilę opuszczę ten oddział, który był dla mnie azylem przez tyle dni. Idę w Polskę aby szukać swojego własnego, oby nie samotnego życia…

X X X

Ciekawym co pomyśli o mnie Nes? po przeczytaniu tych zapisków. Mężczyzna po przejściach i z nałogami, które zwalczył – nie jest godzien miłości?

Oczywiście jeśli przeczyta, to co do niej piszę, – jest pewna nadzieja, że to zmieni Jej zdanie o nim. Że znów stanie się jej mężczyzną…

cdn.

© Copyright by Janusz Wszytko, 2010



[ góra ]

e-czytelnia

TOP 10 miesiąca
kwietnia

Brak danych

TWOJA LEKTURA INTERNETOWA

Nie czytałaś/-eś jeszcze niczego w e-czytelni™!

KSIĄŻKI `e media`

„Notatnik z wyspy”. Zamów tę książkę w naszej księgarni

KSIĄŻKI
GRUPY HELION

: R E K L A M A :




INNE INTERNETOWE SERWISY e media

[ powrót ] | [ góra ]

 


 


Na tej stronie wykorzystujemy ciasteczka (ang. cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. W każdej chwili możesz wyłączyć ten mechanizm w ustawieniach swojej przeglądarki. Korzystanie z naszego serwisu bez zmiany ustawień dotyczących cookies, umieszcza je w pamięci Twojego urządzenia. Więcej informacji na temat plików cookies znajdziesz pod adresem http://wszystkoociasteczkach.pl/ lub w sekcji „Pomoc” w menu przeglądarki internetowej.